Wojna chocimska

Wszyscy oczy i serca na jednego zgodnie
obrócą Chodkiewicza; tak się zda, że młodnie;
że dzieła nieśmiertelne, których mu nie szczędzą
późne wieki, siwy włos ze skroni mu pędzą;
Mars z oczu, powaga mu sama bije z twarzy,
tak się w nim wielkość męstwa i swoboda parzy,
że mu serce tryumfy może czytać z czoła.
Kogoż szukać, dla Boga? ciebie dzisiaj woła
ta wiekopomna praca, waleczny Karolu! […]
Ani mnie ust natura formowała z miodu,
ani też tam oracyj trzeba i wywodu,
gdzie Bóg, Ojczyzna i Pan swoje składy święte
w archiwie piersi waszych chowają zamknięte. […]
Wam Ojczyzna, rodzice, krewne, dzieci małe,
płeć niewojenną, dziewki oddaje dojźrałe,
teżby miałby ku żądzy psiej pogańskiej juchy
w opłakanej niewoli rodzić Tatarczuchy?
Wam ubogich poddanych chrześcijańskiej gminy,
ojczyste na ostatek ściany i kominy
pokazuje z daleka matka utrapiona;
pod wasze się tym z wszystkim dziś kryje ramiona,
do was obie wyciąga ręce wolność złota,
niech się sam w swych poganin obierzach umota!
W te ręce król ozdoby swej dostojnej skroni,
kiedy mu hardy Osman śmie posiągnąc do niej,
porucza, z których je ma; nadzieje nie traci,
że tyran posiężnego sowicie przypłaci. […]
Więc, o kawalerowie, w których serce żywe
i krew igra, przyczyny mając sprawiedliwe
tak koniecznej potrzeby, Litwa i Polanie,
osiądźcie Turkom karki i nastąpcie na nie!
Niechaj was to nie stracha, niech oczu nie mydli,
że się poganin upstrzy, ozłoci, uskrzydli.
Namioty, słonie, muły, wielbłądy i osły,
to nie bije; stąd serca przodkom waszym rosły
do szczęśliwych tryumfów; mięso i pierze,
lubią sławę i złoto przy sławie żołnierze.
Mało co tam wojennych; dziady, kupce, Żydy,
martauzy postroili i dali im dzidy […]
Tedy to tak nikczemnej marnej szewskiej smoły
Sarmatów będę równał! Naród, który z szkoły
marsowej pierwsze przodki, stare dziady liczy,
który wprzód w szabli niźli z zagonach dziedziczy,
którym Chrobry Bolesław, gdy Rusina zeprze,
żelazne za granicą postawił na Dnieprze;
gdy Niemca, co w fortecach i w swej ufał strzelbie,
takież kazał kolumny kopać i na Elbie. […]

/Bitwa/
Wprzód chrzęst tylko i szelest słychać było cichy,
gdy naszy łatwą brali pogaństwo na sztychy;
żaden swego nie chybi i trzech drugi dzieje,
że im ciepłe wątroby kipią na tuleje;
trzask potem i zgrzyt ostry, gdy po same pałki
kruszyły się kpieje w trupach na kawałki;
pełno ran, pełno śmierci; wiązną konie w mięsie,
krew się zsiadła na ziemi galaretą trzęsie;
ludzie się niedobici w swoich kiszkach plącą;
drudzy chlipią z paszczeki posokę gorącą.
Toż gdy przyjda do ręcznej ci i owi broni,
Polak rany zadaje, Turczyn tylko dzwoni
po zbrojach hartowanych i trzeba mu miejsca
pierwej szukać, żeby mógł ukrwawić żeleźca,
a nasz gdzie tnie, tam rana, gzie pchnie, dziura w ciele;
w łeb, w pierś, w brzuch, gdzie się nada, rąbią, kolą śmiele. […]
Chodkiewicz, choć go starość, choć go słabość nęka,
rzekłbyś, że to nie jego głos, nie jego ręka
tak swoich napomina, nieprzyjaciół bije;
gdzie się tylko obróci, lecą głowy z szyje.