1
Wstań o dziecię! Idź na pole,
Gdzie pot ludu wsiąka rolę,
Gdzie pod jasnym naszym niebem
Kłosy brzęczą żytnim chlebem,
Jako struny szklane…
Idź i słuchaj, a w tym szumie
Może serce twe zrozumie,
Jakie to tam rosy świecą,
Jak masz uczcić dolę kmiecą
I zgrzebną sukmanę
2
Ucz się, drogie dziecię moje,
Nosić wcześnie twarde zbroje,
Jak dawni rycerze!
Nie z żelaza, nie ze stali,
Te, co ludzie wykowali,
Hełmy i pancerze;
Ale jasną ale dzielną
Zbroję ducha nieśmiertelną,
Co się strzał nie boi,
Ale taką tarczę złotą,
Co się zowie wolą, cnotą,
A za oręż stoi.
3
Kiedy widzisz skrę, co pryska
Znad kowadła i ogniska,
Gdy dłoń widzisz z kielnią, z młotem,
Jak nad głową śmiga hardo,
Gdy na twarzy zlanej potem
Odgadujesz dolę twardą:
Uchyl czoła, synu miły,
Przed tym, co się krwawo znoi;
Lud i praca to są siły,
A świat cały nimi stoi!
Szanuj, drogie dziecię moje,
W małym ziarnku – przyszłe plony,
W małej kropli – pyszne zdroje,
W szelągu – miliony,
W każdej myśli – zaród czynu,
Życie – w chwilce, co ucieka,
A sam w sobie – szanuj, synu,
Przyszłego człowieka!