W przesłoneczny lagun ranek,
W przebłękitną dnia pogodę
Do przyćmionej mnie zakrystii
Wiedzie stary mój custode.
O Giudekę fala bije,
Nad Giudeką słońce gore…
Jakże chłodna i jak cicha
Ta zakrystia w „Redentore”!
Wielki brewiarz na pulpicie,
Nad brewiarzem krzyż na ścianie,
Ze dna sklepień poczerniałych
Patrzy stare malowanie.
W mrocznych kątach wieją cienie
Tintoretta i Bassana;
Pod oknami, roniąc wonie,
Drży akacja rozechwiana.
Przez oprawne w ołów szyby
Słychać fali plusk perłowy,
Promień słońca mży ukosem
Na kościelne złotogłowy
Rzędem kwiecą się ornaty,
Kadzielnica i amfory…
Jakie blaski, jakie cienie,
Jakie linie i kolory!
Jak tu wszystko dawne, stare,
A jak przecież wiecznie młode:
Fresk spłowiały, krzyż i brewiarz
I plusk fali, i custode!
Lecz nad wszystko, jakżeś świeży
Wpośród mroków tej świątyni,
Jaką wiosną tchniesz mi w duszę,
Stary mistrzu Vivarini!
Chłód i cisza dookoła,
W kącie drzemie mój custode.
Już raz setny po twym dziele
Zachwyconym okiem wiodę.
Jaka czysta a surowa,
Jaka biała a zakonna
Siedzi w prostym swoim płaszczu,
Mistrzu stary, twa Madonna!
Lico smętne, zadumane,
W ustach jakby szept pacierzy,
Na kolanach jej uśpione
Dzieciąteczko oto leży.
Długie rzęsy, ciałko białe,
Jako lilia leży wonna…
Prosta, sztywna i surowa,
Nie dotyka Go Madonna!
Obie ręce jej złożone,
Zapuszczony kwef na głowie,
A z obojej stopek strony
Dwaj anielscy muzyczkowie.
Muzyczkowie z nieba rodem,
Piórek mało, życia wiele,
Uśpionemu dzieciąteczku
Na gęślikach rzną kapelę.
Przez perłowe pluski fali,
Przez poranną lagun ciszę
Nutki cienkie i słowicze
Ze skrzypeczek onych słyszę.
Razem ze mną ich w zadumie
Słucha sztywna a zakonna,
W prostych fałdach swego płaszcza,
Stary mistrzu, twa Madonna.