Piękna Tarpeja, za cenę maneli,
Co złotym wężem jej ramię owiną,
Wstaje cichuchno z dziewiczej pościeli
I do bram idzie wieczorną godziną.
Jaka noc duszna, burzliwa i chmurna!
Jak wyje Romy wilczyca gdzieś w dali!
Jak zimny klucz ten od twierdzy Saturna
Jak krwawo obóz Sabinów się palii
Słania się, idzie omackiem w ciemności.
— Czy ojciec ocknął?… Nie… Oczy przymyka…
Ha, złota obręcz przegryza do kości…
Ha, stary ojciec śni sen niewolnika…
Na Saturnińskiem wzgórzu drzemią straże,
Przeszła. Toć córa wodza… Toć Spuriusa!
Aż się z za węgła Sabińczyk ukaże,
I brzęknie w mrokach czarowna pokusa.
— Pst, Sabińczyku! A bliżej pójdź jeno!
Tu klucz… Jak zimny… Czy nikt nas nie słucha?
A daj manele… A postąpże ceną…
A dodaj jeszcze złotego łańcucha!
— O, dodam, panno I Skarb cały dam złoty
Widzisz, jak górą w manelach rubiny?
To nie krew, panno l To krwawe klejnoty…
Daj klucz… Jak zgrzytnął… Pst! Za mną, Sabiny!
Za mną i w zamek! Bij w senną gromadę!
Ot, w serce Romy otwarte wam wrota…
A teraz pannę nagrodzim za zdradę…
Hej!… Sypać mi tu za worem wór złota!
Hej! rzucać na nią łańcuchy, mancie!…
Dawać tu złoto! A wiele! Tak wiele,
Aż z białej piersi to życie wyduszę!
Co?… Krzyk?… Łańcuchem zacisnąć jej garło…
Ręce skrępować w złociste ogniwa!
Jeszcze tu złota więcej I… Jeszcze żywa…
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dość! Z murów teraz strącić tę umarłą.
