Jakaś pasterska, ciągła, smętna nuta,
        Ten gmach ceglany – i gościom otwarty
Tak napełniała, – że się w każdej ścianie
        Coś odzywało – jak żeńców śpiewanie
Płakanie niby muzyk niewidzialnych
        Nad Litwą, które dotąd jeszcze słyszę,
Litwini w zbrojach przychodzili stalnych,
        Tatarskie Chiny – niemieckie komysze.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
