Skąd mi tu żal niewczesny? — Staję u podwojów. —
 Raz jeszcze do samotnych wracam się pokojów,
 Jakbym czegoś zapomniał; — wzrok mój obłąkany
 Jeszcze wraca się żegnać przyjacielskie ściany.
 One śród tylu ranków, śród nocy tak wielu,
 Z cierpliwością słuchały mych westchnień bez celu.
 Przy tym oknie częstokroć wieczór przesiedziałem
 Wyglądając, nie wiedząc, czego wyglądałem.
 Wstałem, gdy mię znudziła tożsamość widoków;
 Budząc echa łoskotem mych samotnych kroków,
 Znowu ode drzwi ku drzwiom błądzę bez zamiaru,
 Liczę takt w takt żelazne stępania zegaru,
 Lub robaczka, co kędyś lekkimi przestanki
 Kołace cicho, jakby do drzwi swej kochanki.
 Bliski ranek. Czekają woźnice natręty.
 Bierzcie te kilka książek i te drobne sprzęty.
 Idźmy! Jak nie witany przestąpiłem progi,
 Tak odjeżdżam: nikt dobrej nie życzy mi drogi.
 Cóż, choć miasto porzucę, choćby z oczu znikli
 Mieszkańce, którzy do mnie sercem nie przywykli?
 Mój wyjazd nie okryje nikogo żałobą
 I ja nie chcę łzy jednej zostawić za sobą.
 Jak po błoniu kwitnącym kolorami tęczy
 Przelatuje samotnie mdły kwiatek pajęczy.
 Zdmuchniony gdzieś daleko z uwiędłej gałęzi;
 Chociaż napotka różę i w majowej więzi,
 Pragnąc odpocząć, martwą zaplącze się dłonią,
 Znowu go wichry zedrą i dalej pogonią:
 Tak ja nieznane imię, cudzoziemskie lice
 Nosiłem przez te ludne place i ulice.
 I roje pięknych niewiast spotykałem co dzień.
 Chcą mnie poznać — dlaczego? — że jestem przychodzień!
 Dziatwa pędzi motyla, póki z dala świeci;
 Złowi — pojrzy i ciska: niechaj dalej leci!
 Lećmy! szczęściem zostały pióra do powrotu:
 Lećmy i nigdy odtąd nie zniżajmy lotu!
 Pamiętam, kiedy młody, z lubej okolicy,
 Od przyjaciół kochanych, od mojej dziewicy
 Jechałem i patrzyłem, i pomiędzy drzewy
 Słyszałem głosy, chustek widziałem powiewy:
 Płakałem. — Miło płakać, póki wiek namiętny;
 Za cóż mam dzisiaj płakać, starzec obojętny?
 Młodemu lekko umrzeć. On, nie znając świata,
 Myśli żyć w sercu żony, przyjaciela, brata;
 Ale starzec, co życiu zdjął szatę obłudy,
 Nie wierzący w nadludzkie ani ludzkie cudy,
 Zna, że całkiem na wieki zamyka się w grobie…
 Dlatego smutno, cudze miasto, mi po tobie!
 Wsiadajmy! nikt na drodze trumny nie zatrzyma,
 Nikt jej nie przeprowadzi, chociażby oczyma,
 I wracając do domu lica łzą nie zrosi
 Na odgłos dzwonka poczty, co me zejście głosi.
1825, 29 Octobra, Odessa
