1
 Pani bo jesteś z takiego klasztoru,
 Gdzie ścianę z ścianą
 Gdy połączano, to cięcie toporu
 Za zbrodnię miano.
 2
 Podwalin nie ma, bo deptać je trzeba,
 Ni schodów wyżéj;
 Ale poręcze sięgają do nieba,
 Poręcze z krzyży!
 3
 A okna z łez są, łzy z koronek rosy
 Trójbarwnie szklistych;
 A zamiast dzwonu powietrzne rozgłosy
 Aktów strzelistych.
 4
 A łuki z skrzydeł są serafinowych,
 W węzły związanych;
 I stoją lecąc, lub czekając nowych,
 Światu nie znanych.
 5
 I słońca nie ma tam – ani księżyca –
 Tylko już świeci
 W obłokach cichych Hostia blado-lica:
 Świeci i leci.
 6
 Więc ja na sądny-dzień pod waszej rąbek
 Szaty się schronię.
 – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
 A teraz – patrząc, gdzie siada gołąbek,
 Kulbaczę konie!
