Nie nam, pieśniarze, stać w tęczy kolorach,
Barwić się w róże i w pióreczka pawie,
Bo my te sosny, czerniące się w borach,
Bo my te krzyże w przydrożnej kurzawie,
Bo my te wierzby o płaczących korach,
Bo my te z jękiem lecące żórawie,
Co hejnał krzyczą wskroś zmierzchów tej ziemi,
Nie puste pola, gdzie ludzie śpią — niemi.
Nie nam, pieśniarze, brać pieszczone tony,
I dźwięków szukać, co słodszych dla ucha…
Nam w spiż serc ludzkich bić, jak biją dzwony,
Tak huczeć, jako w stepie zawierucha…
Nam szumieć, jako padające plony,
Kiedy je depce moc ślepa i głucha,
Nam śpiewać zgrzytem strun rwanych i krzykiem,
I nie słowiczym — lecz orlim językiem!
Nie nam, pieśniarze, stroić lirę wstęgą,
I sławić rozkosz, niby trubadury…
Bo my, zakonu związani przysięgą,
Izajaszowe nosim w biodrach sznury:
Pieśń nasza, kmiecą odziana siermięgą,
Z ducha królewskość bierze, nie z purpury,
A kiedy wzejdzie nad ugor z łez rosy,
Nie kwieciem kwitnąć jej, ale iść w kłosy!
Nie nam, pieśniarze, biedz pustą gonitwą,
Za blaskiem lir tych, co serc próchnem świecą…
Bo jest pieśń nasza o świty modlitwą,
I skowronkowe legje za nią lecą,
Bo o słoneczność dla ziemi jest bitwą,
I brzaski od niej przyszłe już się niecą,
Bo jest pieśń nasza jutrzenką i zorzą,
Z której dzień buchnie nam, za mocą bożą!
