Wypuszczam na wiatr konia i nie szczędzę razów;
    Lasy, doliny, głazy, w kolei, w natłoku
    U nóg mych płyną, giną jak fale potoku;
    Chcę odurzyć się, upić tym wirem obrazów.
    A gdy spieniony rumak nie słucha rozkazów,
    Gdy świat kolory traci pod całunem mroku,
    Jak w rozbitym zwierciedle, tak w mym spiekłym oku
    Snują się mary lasów i dolin, i głazów.
    Ziemia śpi, mnie snu nie ma; skaczę w morskie łona,
    Czarny, wydęty bałwan z hukiem na brzeg dąży,
    Schylam ku niemu czoło, wyciagam ramiona,
    Pęka nad głową fala, chaos mię okrąży;
    Czekam, aż myśl, jak łódka wirami kręcona,
    Zbłąka sie i na chwilę w niepamięć pogrąży.
