Już góra z piersi mgliste otrząsa chylaty,
    Rannym szumi namazem niwa złotokłosa,
    Kłania się las i sypie z majowego włosa,
    Jak z różańca chalifów, rubin i granaty.
    Łąka w kwiatach, nad łąką latające kwiaty,
    Motyle różnofarbne, niby tęczy kosa,
    Baldakimem z brylantów okryły niebiosa;
    Dalej sarańcza ciągnie swój całun skrzydlaty.
    A kędy w wodach skała przegląda się łysa,
    Wre morze i odparte z nowym szumem pędzi;
    W jego szumach gra światło jak w oczach tygrysa,
    Sroższą zwiastując burzę dla ziemskiej krawędzi;
    A na głębinie fala lekko się kołysa
    I kąpią się w niej floty i stada łabędzi.
