I ty w szpitalu zakończyłeś życie,
 Od nieudolnych zrozumiany głazów,
 Co ludzi jeszcze nauczają skrycie,
 Zaledwo echem twoich brzmiąc wyrazów,
 Twojego serca powtarzając bicie —
 I ty w szpitalu z trosk umarłeś — smutno:
 Jak gdyby głazom tylko wierzyć można,
 Jeśli je dłuta w kształt szlachetny utną
 I zaopatrzy jaka myśl pobożna
 W kamienny pacierz…
 Tyś ów pacierz zmówił —
 A jeszcze sięgasz, kędy zenit jego
 Kolumnę gmachu przeszedł gotyckiego
 I pod stopami Pana wieniec uwił.*
 Z twoich to ramion latoroślą wzbity,
 Zaowocował w gronach świętych twarzy
 Nie jako rzeźba, lecz jak hymn Lewity,
 Trzymającego przednią straż ołtarzy,
 Wylany z duszy, nie zaś stalą ryty.
 Kto go nie widział, komu nie padł cieniem
 Na całe życie jako wątek marzeń
 I z tajemniczym nie ochmurzył drzeniem
 Lazurowego tła doczesnych zdarzeń,
 Ten ani może błędną widzów drogę
 Opuszczających próg kościelny cenić;
 Gdziekolwiek bowiem zrazu stawisz nogę,
 Zdaje się jeszcze łuk za łukiem cienić —
 I jako Prorok obudzony świtem,
 Nie mogąc rychło zbyć drabiny senné j,
 Oczarowanym zbłąkasz się korytem
 I jeszcze wrócisz hołd powtórzyć lenny.
 O wielki mistrzu! słusznie zginasz barki
 I na ramionach własne pieścisz dzieło,
 Gdy oto widze, wedle błahej miarki,
 Nie ocenili, co ich prześcignęło:
 Samemu tobie zostawując brzemię
 Zniesienia siebie — boś opuścił ziemię.
 O wielki mistrzu! tyś dał innym przykład,
 Ku jakim szlakom mają zdążać sami,
 Niech tylko pojmą, biorąc czyn za wykład,
 Cherubowymi wznosząc się skrzydłami
 Nad liść wawrzynu, łzę i szyderstw węża,
 Niechaj się ku nim oglądają z góry
 Z ewangeliczną łagodnością męża.
 Ty nawet przebacz, jeżli z widzów który,
 Jerozolimskie naśladując córy,
 Gdy w grobie Pana oglądały płótno,
 Westchnie — a puste zawtórują mury:
 „I ty w szpitalu z trosk umarłeś — smutno!…”
 Nüremberga, d. 20 października 1842 r.
