Eutanazja

 

 

Współczesna medycyna potrafi dość długo, sztucznymi metodami, podtrzymywać pracę najważniejszych narządów człowieka. Czy zależałoby mi na takiej interwencji wobec osoby szczególnie mi bliskiej lub wobec mnie? Czy mam prawo do eutanazji?

 

 

 

Eutanazja to słowo o greckim pochodzeniu, a znaczy tyle, co „dobra śmierć”. Ja – przez dokonanie eutanazji -rozumiem zabicie człowieka przez lekarza, na jego własne żądanie.

Jak każde kontrowersyjne działanie – eutanazja ma swoich przeciwników i zwolenników. Ja w tej pracy postaram się wyjaśnić, dlaczego należę do tej drugiej grupy i dlaczego argumenty „przeciw” zupełnie do mnie nie przemawiają.

Po pierwsze: jestem osobą niewierzącą, więc nie zgadzam się z argumentacją Kościoła. Szukałam w internecie informacji o eutanazji. Większość stron, które się wyświetliły było stronami albo Radia Maryja, albo podobnych jemu instytucji. Łatwo domyśleć się, że na stronach tych można znaleźć opinie potępiające zjawisko o którym piszę. Postanowiłam wydrukować sobie część i przeczytać. Udało mi się dobrnąć mniej więcej do połowy tekstu ze strony ww Radia. Zrezygnowałam. Był zupełnie bezsensowny, a większość informacji w nim podanych – wg mnie miała na celu jedynie manipulowanie opinią słuchaczy. Nie sądzę też, aby były prawdziwe i w jakikolwiek sposób potwierdzone.

„Racją … potępienia eutanazji z religijnego punktu widzenia jest fakt, że człowiekowi nie wolno niszczyć życia, które jest darem Boga, jedynego i absolutnego Pana życia”

(Encyklopedia katolicka, Lublin 1985 t.IV s.1345)

Co do tej argumentacji mam jeden zarzut. Mianowicie: według mnie to w ogóle nie jest argumentacja. To, że życie jest darem Boga jest jedynie religijnym przekonaniem. Wierzenie może stanowić motyw postępowania tych, którzy je żywią, nie zaś jego rację. Dla przykładu: Szyita popełniający samobójstwo wierzy, że znajdzie się w niebie Allacha. Jest to rzeczywiście potężny impuls, jednakże racja – zerowa. Nikt bowiem nie wie i nie może wiedzieć, czy tak się stanie. Można oczywiście opierać prawo na argumentacji religijnej, mamy wtedy do czynienia z prawem wyznaniowym.

Często słyszymy argument, że eutanazja grozi nadużyciami, zabijaniem ludzi pod pozorami eutanazji itp. Istotnie – grozi. Ale według mnie nie jest to argument przeciw eutanazji, a raczej przeciw niefrasobliwości. Nie ma na świecie instytucji o zapewnionym bezbłędnym sposobie działania. Wymyśla się jednak sposoby ich kontroli i naprawy.

 

 

 

– 1 –

 

Argument moralny w wersji świeckiej brzmi raczej :Nigdy nie zabijaj!. Zastanawia mnie jednak, dlaczego zabija się człowieka w obronie koniecznej czy z wyroku sądu (co najważniejsze: człowieka, który nie chce być zabity) a nie wolno pozbawić życia kogoś, kto tego chce, gdyż zdaje sobie sprawę, że jego cierpienie jest nieusuwalne i jest na nie skazany do końca życia.

 

Czy zależałoby mi na takiej interwencji wobec osoby szczególnie mi bliskiej?

To ciężka decyzja. Na pewno też potrzeba czasu, aby do niej dojrzeć. Ale myślę, że tak. Zależałoby mi. Nigdy nie chciałabym, aby ktoś, kogo kocham, cierpiał. Co gorsza, bez szans na poprawę. To straszny widok – szpital, te wszystkie rurki, kroplówki. Zupełnie niedawno

tak wyglądała moja prababcia. Dwa tygodnie temu. Bałam się do Niej pójść. Nie mogłam jednak tego nie zrobić. Poszłam. Nawet nie wiedziała. Może coś czuła, nie wiem. Straszne uczucie. Pomyślałam: To nie może być Ona. To nie ta sama osoba, która jeszcze niedawno jak „burza” wpadała do mnie do domu i koniecznie chciała coś pomóc, coś robić. Przecież to niemożliwe. A jednak. Płakałam… Dwa dni później zmarła. To dziwne uczucie. Nie ma kogoś, kto przez te 16 lat jednak był. A z drugiej strony, jakie było Jej życie przez ostatnie dni, miesiące? Przez kilka dni nie mogłam wyjść z jakiegoś psychicznego „dołka”. Siedziałam i płakałam. Doszłam jednak do wniosku, że przecież tak jest dla Niej lepiej. Przez ten ostatni czas bardzo się męczyła. Z jednej strony wydawało mi się straszne to, że myślę o śmierci jako o czymś dobrym. Teraz myślę, że nie ma w tym nic złego. Bo czy złe jest to, że nie chcę, żeby ją bolało? A co dobrego jest w tym, że ktoś leży bez ruchu i nie wie co się wokół niego dzieje? Nic. To, że żyje? Tak. Żyje. Ale jak. Chyba nie mamy prawa myśleć tylko o sobie. „Co ja zrobię jeśli on/ ona odjedzie?”. To byłoby zbyt samolubne.

Moja babcia miała już za sobą bardzo wiele lat życia, ale są przecież ludzie dużo młodsi, którzy zachorowali i do końca życia są na to cierpienie i ból skazani. Dlaczego nie dać im wyboru? Przecież to ich własne życie. Każdy powinien mieć prawo decydowania o sobie i o nim. Życie pod przymusem życia jest okropne i niedorzeczne.

Eutanazja nie jest przecież obowiązkowa. Nie trzeba się na nią zgadzać. Są ludzie wierzący – w porządku – jeśli ich wiara jest dla nich przekonująca i chcą żyć – nikt im tego nie zabrania. Ale na świecie nie istnieje jeden rodzaj ludzi. Nie wszyscy myślą tak samo.

Jeśli człowiek sam wyrazi wolę pozbawienia go życia – powinno się to zrobić. Rodzina może być przeciw. Oczywiście. Ale to nie ona jest tutaj najważniejsza, tylko ta osoba, która choruje. Ciężko przyzwyczaić się do myśli, że ktoś od nas odchodzi. A tym bardziej – że mógł jeszcze żyć, a nie ma go. Warto jednak zastanowić się, co jest lepsze – nie dla nas, ale dla tej osoby.

Ja sama zwyczajnie boję się bólu. Mam jakieś dziwne szczęście, bo często do mnie przychodzi. Gdybym kiedyś zachorowała naprawdę poważnie, nieuleczalnie. Gdybym miała być utrzymywana sztucznie przy życiu tylko po to, aby ktoś mógł przyjść popatrzeć na mnie i sprawdzić, czy jeszcze oddycham – nie chciałabym tego. To byłoby przerażające. I zupełnie bezsensowne. Sądzę, że powinnam mieć prawo to zakończyć.