Z głazu na głaz…

Z głazu na głaz, stanęłam na wiązaniu kruchem,
Co dzień od nocy dzieli i od śmierci życie,
Nad ogromnym spienionej przepaści wybuchem…
Pode mną huk i mrocznych skrzydeł nocy bicie.

Przez mchowych gobelinów wilgotne poszycie
Otchłań warczy i wstrząsa jak brytan łańcuchem…
U stóp moich jej piany, jej gniewy, jej wycie…
Depcę je, chłoszczę wzrokiem… Jestem tylko — duchem.

Z głazu na głaz, zstąpiłam pod wściekłym nawałem
Wód, pędzących na głowę i mnie, i otchłani,
Ogłuszona dział śmierci si.ukrotnym wystrzałem.

I nagle ptaszym piórkiem uczułam się małem,
Daleko uniesionym od cichej przystani,
I drżąc, zakryłam oczy… Byłam tylko — ciałem.