I
    Zamknięta… Cicha, zamknięta i biała,
    Sypiąca róże n sennych podwoi,
    Na tłach cyprysów, w marmurach swych stoi
    Milczy i pała.
    Zamknięta… razem z szelestem i echem
    Kroków pielgrzyma z dalekiej krainy
    I z upojeniem rozkoszy i winy,
    Z łkaniem i śmiechem.
    Zamknięta… z żarem ust, co tu gorzały
    Szeptem miłości i szeptem zachwytu,
    Z drżeniem żądz nocy, z omdleniem dosytu
    W poranek biały,
    Z rozpaczą spojrzeń, co dobyć chcą z duszy
    Nieskończoności czar, a piją męty —
    I z melancholią, co jest w swojej głuszy.
    Jak grób zamknięty.
    Nagle otwierasz te ciche pokoje:
    Woń róż umarłych wybucha z ich wnętrza
    I fala ognia, od dnia gorętsza,
    Tchnie w piersi twoje.
    I stoisz w progu, iść dalej nieśmiały.
    Rzęsą nakrywszy źrenicy płomienie…
    Tani, za kotarą dwa szepty, dwa cienie
    W uścisk się zwiały…
II
    W szerokiej ciszy leży świat,
    W wieczornej ciszy…
    Otwarła noc już swój biały kwiat
    I wonią dyszy.
    Pali się łuną zachodnich zórz
    Nieba i ziemi skraj…
    — Echo gdzieś płynie zza gór, zza mórz –
    „…Znasz-li ten kraj?…”
    Stary akwedukt rzuca cień
    Na mirt i róże;
    Skroś arkad świeci mdlejący dzień,
    W złocie, w purpurze.
    Odlata, roniąc blaski swych piór
    Skroś lazurowych staj…
    — Echo gdzieś płynie zza mórz, zza gór —
    „…Znasz-li ten kraj?…”
    Lateraneńskiej wieży dzwon
    Na Ave bije…
    Módl się, bo idzie noc, śmierć i zgon
    Temu, co żyje…
    Na wieży plonie złocisty ćwiek,
    Cyprysów klęczy gaj…
    — Echo gdzieś bije od pól. od rzek —
    „…Znasz-li ten kraj?…”
    Po wzgórzach wieją modre mgły,
    Ruin zasłona…
    Jakiejś przeszłości sypią się łzy,
    Coś mrze, coś kona…
    O, jaka tęskność, jaki ból!
    Zamknięty jest mój raj…
    — Echo gdzieś płynie od rzek, od pól —
    „…Znasz-li ten kraj?…”
III
    Tu był, tu czuł, tu marzył. Tędy jego oko,
    Zapalone tęsknotą, przez Sabińskie szczyty
    Biegło pod sine gwiazdy, w świat mgłami nakryty,
    I pierś ku mrocznym borom dyszała głęboko.
    Tu śpiewał. Rozkochane słowiki tej wiosny
    Ucichły w mirtach, w jego wsłuchując się pienie,
    Bo był głos — nad ich głosy — gorący, miłosny,
    A z pieśni biły szumy zbóż i gajów drżenie.
    Tu czuł. Stąd duch, napięty piorunowym łukiem
    Natchnienia, strzałą leciał przez włoskie lazury
    I szum swój zlewał w akord z północnych burz hukiem,
    I ciskał błyskawice, i gromem bił w chmury.
    Tu na samotnej sosny patrząc czamość, smętny
    Odwracał od róż oczy tęskne, gorejące…
    Stąd — orzeł, gniazda swego górnego pamiętny,
    Wzniósł loty, wzbił nad ziemię i uleciał — w słońce.
