. . . . . . . . . . . . . . . . .
Do nocy tęsknię, do srebrnego cienia,
Co by mi nakrył źrenice płonące
I dał wpółsenną chwilkę upojenia…
Do nocy tęsknię i przeklinam słońce,
Które swe wszystkie blaski rzuca we mnie,
By mi pokazać więzy nas dzielące.
Wiem, że na próżno, i wiem, że daremnie
Ten sen mię cichy kołysać przylata,
Co twoje imię szepce mi tajemnie…
Wiem, że się nigdy nie zejdą wśród świata
Takie dwie drogi i takie dwa duchy,
Które raz życie – jak nasze – rozbrata.
Wiem, że to sen jest, sen wiotki i kruchy,
W który się oczy moje zapatrzyły,
I że do śmierci mam dźwigać łańcuchy,
A zaś mieć zimne, dalekie mogiły.