Potępi nas świętoszek, rozpustnik wyśmieje,
 Że chociaż samotnymi otoczeni ściany,
 Chociaż ona tak młoda, ja tak zakochany,
 Przecież ja oczy spuszczam, a ona łzy leje.
 Ja bronię się ponętom, ona i nadzieje
 Chce odstraszyć, co chwila brząkając kajdany,
 Którymi ręce związał nam los opłakany.
 Nie wiemy sami, co się w sercach naszych dzieje.
 Jestże to ból? lub rozkosz? Gdy czuję ściśnienia
 Twych dłoni, kiedy z ustek zachwycę płomienia,
 Luba! czyż mogę temu dać imię cierpienia?
 Ale kiedy się łzami nasze lica zroszą,
 Gdy się ostatki życia w westchnieniach unoszą,
 Luba! czyliż to mogę nazywać rozkoszą?
