DEKORACJA:
Noc listopadowa; w chacie, w świetlicy. Izba wybielona siwo, prawie błękitna, jednym szarawym tonem półbłękitu obejmująca i sprzęty, i ludzi, którzy się przez nią przesuną.
Przez drzwi otwarte z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i przygłuszający wszystką nutę jeden melodyjny szum i rumot tupotających tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we wrzawie piosenki…
I cała uwaga osób, które przez tę izbę-scenę przejdą, zwrócona jest tam, ciągle tam; zasłuchani, zapatrzeni ustawicznie w ten tan, na polską nutę… wirujący dookoła; w półświetle kuchennej lampy, taniec kolorów, krasych wstążek, pawich piór, kierezyj, barwnych kaftanów i kabatów, nasza dzisiejsza wiejska Polska.
A na ścianie głębnej: drzwi do alkierzyka, gdzie łóżka gospodarstwa i kołyska, i pośpione na łóżkach dzieci, a górą zszeregowani Święci obrazkowi. Na drugiej bocznej ścianie izby: okienko przysłonione białą muślinową firaneczką; nad oknem wieniec dożynkowy z kłosów; – za oknem ciemno, mrok – za oknem sad, a na deszczu i słocie krzew, otulony w słomę, w zimową ochronę okryty.
Na środku izby stół okrągły, pod białym, sutym obrusem, gdzie przy jarzących brązowych świecznikach żydowskich suta zastawa, talerze poniechane tak, jak dopiero co od nich cała weselna drużba wstała, w nieładzie, gdzie nikt o sprzątaniu nie myśli. Około stołu proste drewniane stołki kuchenne z białego drzewa; przy tym na izbie biurko, zarzucone mnóstwem papierów; ponad biurkiem fotografia Matejkowskiego „Wernyhory” i litograficzne odbicie Matejkowskich „Racławic”. Przy ścianie w głębi sofa wyszarzana; ponad nią złożone w krzyż szable, flinty, pasy podróżne, torba skórzana. W innym kącie piec bielony, do maści z izbą; obok pieca stolik empire, zdobny świecącymi resztami brązów, na którym zegar stary, alabastrowymi kolumienkami dźwigający złocony krąg godzin; nad zegarem portret pięknej damy w stroju z lat 1840 w lekkim muślinowym zawoju przy twarzy młodej w lokach i na ciemnej sukni.
U boku drzwi weselnych skrzynia ogromna wyprawna wiejska, malowana w kwiatki pstre i pstre desenie; wytarta już i wyblakła. Pod oknem stary grat, fotel z wysokim oparciem. Nad drzwiami weselnymi ogromny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej z jej sukienką srebrną i złotym otokiem promieni na tle głębokiego szafiru; a nad drzwiami alkierza takiż ogromny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, w utkanej wzorzystej szacie, w koralach i koronie polskiej Królowej, z Dzieciątkiem, które rączkę ku błogosławieniu wzniosło. Strop drewniany w długie belki proste z wypisanym na nich Słowem Bożym i rokiem pobudowania.
RZECZ DZIEJE SIĘ W ROKU TYSIĄC DZIEWIĘĆSETNYM
Scena I
CZEPIEC, DZIENNIKARZ.
CZEPIEC
    Cóż tam, panie, w polityce?
    Chińcyki trzymają się mocno!?
DZIENNIKARZ
    A, mój miły gospodarzu,
    mam przez cały dzień dosyć Chińczyków.
CZEPIEC
Pan polityk!
DZIENNIKARZ
    Otóż właśnie polityków
    mam dość, po uszy, dzień cały.
CZEPIEC
Kiedy to ciekawe sprawy.
DZIENNIKARZ
    A to czytaj, kto ciekawy;
    wiecie choć, gdzie Chiny leżą?,
CZEPIEC
    No daleko, kajsi gdzieś daleko;
    a panowie to nijak nie wiedzą,
    że chłop chłopskim rozumem trafi,
    choćby było i daleko.
    A i my tu cytomy gazety
    i syćko wiemy.
DZIENNIKARZ
A po co – ?
CZEPIEC
Sami się do światu garniemy.
DZIENNIKARZ
    Ja myślę, że na waszej parafii
    świat dla was aż dosyć szeroki.
CZEPIEC
    A tu ano i u nas bywają,
    co byli aże dwa roki
    w Japonii; jak była wojna.
DZIENNIKARZ
    Ale tu wieś spokojna. –
    Niech na całym świecie wojna,
    byle polska wieś zaciszna,
    byle polska wieś spokojna.
CZEPIEC
    Pon się boją we wsi ruchu.
    Pon nos obśmiwajom w duchu. –
    A jak my, to my się rwiemy
    ino do jakiej bijacki.
    Z takich, jak my, był Głowacki.
    A, jak myślę, ze panowie
    duza by juz mogli mieć,
    ino oni nie chcom chcieć!
Scena II
DZIENNIKARZ, ZOSIA
DZIENNIKARZ
    Pani to taki kozaczek;
    jak zesiądzie z konika, jest smutny.
ZOSIA
A pan zawsze bałamutny.
DZIENNIKARZ
    To nie komplement, to czuję
    i tego bynajmniej nie tłumię.
ZOSIA
    Dobrze, że przynajmniej pan umie
    zmiarkować, kiedy uczucie,
    a kiedy salonowa zabawka –
    ale w tym razie…
DZIENNIKARZ
    To sprawka
    pani wdzięku, pani jest bardzo miła,
    pani tak główkę schyliła…
ZOSIA
    Prawda? Tak jakbym się dziwiła,
    że mnie tyle honoru spotyka;
    pan redaktor dużego dziennika
    przypatruje się i oczy przymyka
    na mnie, jako na obrazek.
DZIENNIKARZ
    A obrazek malowany, bez skazek,
    farby świeże, naturalne,
    rysunek ogromnie prawdziwy,
    wszystko aż do ram idealne.
ZOSIA
Widzę, znawca osobliwy.
DZIENNIKARZ
I czemuż pani się gniewa?
ZOSIA
    Że pan jak Lohengrin śpiewa
    nade mną jak nad łabędziem,
    że my dla siebie nie będziem,
    i po cóż tyle śpiewności?
DZIENNIKARZ
    Oto tak, tak z rozlewności
    towarzyskiej.
Scena III
RADCZYNI, HANECZKA, ZOSIA
HANECZKA
Ach, cioteczko, ciotusieńko!
RADCZYNI
Co, serdeńko?
HANECZKA
    Tamci tańczą, my stoimy;
    chcemy tańczyć także i my.
RADCZYNI
Może któryś z panów zechce?
ZOSIA
Z nikim z panów tańczyć nie chcę.
RADCZYNI
Potańcujcie trochę same.
ZOSIA
    My byśmy chciały z drużbami,
    z tymi, co pawimi piórami
    zamiatają pułap izby.
RADCZYNI
Poszłybyście tam do ciżby?
HANECZKA
To tak miło, miło w ścisku.
RADCZYNI
    Oni się tam gniotą, tłoczą
    i ni stąd, ni zowąd naraz
    trzask, prask, biją się po pysku;
    to nie dla was.
ZOSIA
My wrócimy zaraz.
RADCZYNI
    Cóżeś ty dziś tak wesoła?
    Odgarnij se włosy z czoła.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła!
HANECZKA
    Ciotusieńka zła okropnie,
    zła okrutnie – a przelotnie –
    zaraz buzię pocałuję.
RADCZYNI
    Hanka zawsze swego dopnie.
    Niech się panna wytańcuje.
Scena IV
RADCZYNI, KLIMINA
KLIMINA
Pochwalony, dobry wieczór państwu.
RADCZYNI
Pochwalony – gospodyni…
KLIMINA
    Tu wsiosko od maleńkości, Klimina,
    po wójcie wdowa.
RADCZYNI
    Radczyni
    jestem z Krakowa.
KLIMINA
Macie syna.
RADCZYNI
Tańcuje tam.
KLIMINA
    Niech się bawi;
    som ta dziwki, niech nie stoją.
RADCZYNI
    Jakoś mu nie idzie sporo,
    bo się ino pogapuje.
KLIMINA
    Panowie dziwek się boją;
    zaraz która co przyniesie,
    ino roz sie przetańcuje.
RADCZYNI
    Wyście sobie, a my sobie.
    Każden sobie rzepkę skrobie.
KLIMINA
    Myślałam, pomówię z matusią,
    toby wnuczka kołysała – ?
RADCZYNI
    A toście wy skora, kumosiu;
    ledwo że wkoło spojrzała,
    już by mi synów swatała – ?
KLIMINA
    Hej, jo sie bawiła wprzódzi,
    teroz bym lo inszych chciała.
    Coraz więcej potrza ludzi.
    Żeniłabym, wydawała!
Scena V
ZOSIA, KASPER
ZOSIA
Drużba tańczy, proszę ze mną.
KASPER
Panienka obcesem wpada.
ZOSIA
A w kółeczko…
KASPER
    Dookoła.
    Panienka se ta wesoła.
    Ano Kaśka będzie rada,
    jak przestoi.
ZOSIA
Kaśka, jaka?
KASPER
Ano ta, co w kącie taka…
ZOSIA
Druhna?
KASPER
    Juści, druhna pirso,
    co mi ją na żone rają.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła…
KASPER
    Panienka się nie zgniewają,
    że ją lepiej gabne w pasie,
    ano Kaśka w sobie syrso.
ZOSIA
Pewno drużba kocha Kasie ? ?
KASPER
Panienka se ta wesoła.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła…
Scena VI
HANECZKA, JASIEK
HANECZKA
    Jakby Jasiek chciał tańcować,
    tobym z Jaśkiem tańcowała – ?
JASIEK
    A mogę sie ofiarować,
    by ino panienka chciała – ?
HANECZKA
    Proszę, proszę, chwilkę w koło,
    jak wesoło, to wesoło.
    Jasiek dzisiaj pierwszy drużba.
JASIEK
Najmilso mi tako służba.
Scena VII
RADCZYNI, KLIMINA
RADCZYNI
    Cóż ta, gosposiu, na roli?
    Czyście sobie już posiali?
KLIMINA
Tym ta casem sie nie siwo.
RADCZYNI
A mieliście dobre żniwo – ?
KLIMINA
Dzięki Bogu, tak ta bywo.
RADCZYNI
    Jak złe żniwo, to was boli,
    żeście się napracowali – ?
KLIMINA
Zawszeć sie co przecie zgarnie.
RADCZYNI
Dobrze sobie wyglądacie.
KLIMINA
I pani ta tyz nie marnie.
RADCZYNI
Jeszcze się widzicie młoda.
KLIMINA
Jak po Marcinie jagoda.
RADCZYNI
Może jeszcze się wydacie – ?
KLIMINA
A cóz sie ta tak pytacie?!
Scena VIII
KSIĄDZ, PANNA MŁODA, PAN MŁODY
PAN MŁODY
    Ksiądz dobrodziej łaskaw bardzo.
    Proszę nas nie zapominać.
KSIĄDZ
    Są i tacy, co mną gardzą,
    żem jest ze wsi, bom jest z chłopa.
    Patrzą koso – zbędą prędko,
    a tu mi na sercu lentko.
    Sami swoi, polska szopa,
    i ja z chłopa, i wy z chłopa
PAN MŁODY
    Ksiądz dobrodziej już niebawem
    będzie nosić pelerynkę – ?
KSIĄDZ
    Może i należy mi się;
    lecz pewnego nic nie wi się.
    Inni także robią ślinkę!
    Może sprawię pelerynkę ?
PAN MŁODY
    Może z konsystorza przecie
    popatrzą okiem łaskawem;
    życzę bardzo.
PANNA MŁODA
    Choć co dadzą;
    ino te ciarachy tworde,
    trza by stoć i walić w morde.
PAN MŁODY
    Moja duszko, tu sie mówi
    o kościelnej dostojności,
    którą mają przyznać Jegomości.
PANNA MŁODA
Jo myślała, że co inne.
KSIĄDZ
Naiwne to i niewinne.
Scena IX
PAN MŁODY, PANNA MŁODA
PANNA MŁODA
    Cięgiem ino rad byś godać,
    jakie to kochanie będzie.
PAN MŁODY
    A ty wolisz całowanie ?
    będziesz kochać, a powiedzże ? ?
PANNA MŁODA
    Przeciem ci już wygodała.
    Przecież ci mnie nikt nie wydrze.
PAN MŁODY
    Serce do kochania radsze.
    Toś już moja! Radość, szczęście!
    Nie myślałem, że tak wiele.
PANNA MŁODA
Ano chciałeś, masz wesele.
PAN MŁODY
    Ach, nie patrzę, jak całuję;
    nie całuję, kiedy patrzę,
    a lica masz coraz gładsze.
PANNA MŁODA
A krew sie tak zesumuje.
PAN MŁODY
    Pocałujże, jeszcze, jeszcze,
    niechże tobą się napieszczę:
    usta, oczy, czoło, wieniec…
PANNA MŁODA
Takiś ta nienasyceniec.
PAN MŁODY
    Nigdy syty, nigdy zadość;
    taka to już dla mnie radość;
    całowałbym cię bez końca.
PANNA MŁODA
    A to męcąco robota;
    nie dziwota, nie dziwota,
    żeś tak zbladnoł, taki wrzący.
PAN MŁODY
    Nie chwalący, nie chwalący,
    spokoju mi nie dawały.
PANNA MŁODA
A bo chciałeś.
PAN MŁODY
Same chciały.
PANNA MŁODA
Cóz ta za śkaradne śtuki?
PAN MŁODY
    Myśmy takie samouki;
    kochałem się po różnemu,
    a ciebie chcę po swojemu,
    po naszemu.
PANNA MŁODA
    A no z duszy,
    jak ci dobrze, niech ta będzie.
PAN MŁODY
    Teraz ci mnie nic nie zwiedzie.
    Takem pragnął, zboża, słońca…
PANNA MŁODA
Mos wesele! – Podź do tońca!
Scena X
POETA, MARYNA
POETA
    Żeby mi tak rzekła która,
    sercem już dysponująca,
    tak po prostu: „no chcę ciebie”,
    jak jaka wiejska dziewczyna…
MARYNA
    To niby ja ta dziewczyna,
    ja oświadczyć się mająca?
    Skądże taka pewna mina?
POETA
    Wcale insze miałem plany,
    jeźlim plany miał w ogóle –
    chciałem coś powiedzieć czule,
    chciałem zapukać w serduszko,
    coś usłyszeć, coś podsłuchać:
    jak się to tam musi ruchać,
    jak się to tam musi palić – ?!
MARYNA
    Muszę panu się pożalić,
    w serduszku nie napalone;
    jak kto weźmie mnie za żonę,
    będzie sobie ciepło chwalić;
    muszę panu się pożalić:
    choć zimno, można się sparzyć.
POETA
Amor mógłby gospodarzyć.
MARYNA
Amor ślepy, może zdradzić.
POETA
Amor: duch skrzydlaty, gończy.
MARYNA
Pretensji do skrzydeł wiele.
POETA
Więc się na pretensjach kończy
MARYNA
A nie kończy się w kościele.
POETA
Byłby to już Amor w klatce.
MARYNA
Lis w pułapce.
POETA
Motyl w siatce.
MARYNA
Paź królowej na usługach.
POETA
    Ślub po zapłaconych długach.
    Miłość nęci rozmaita.
MARYNA
A, to z nami kwita.
POETA
    Kwita –
    nie myślałem, że coś świta,
    pani prawie obrażona – ?
MARYNA
Czegoż to pan jeszcze szuka?
POETA
Że nie poszła w las nauka.
MARYNA
Któż się uczył?
POETA
    Tak wzajemnie:
    Ja od pani, pani ze mnie.
MARYNA
A na cóż mnie tej nauki?
POETA
Na nic.
MARYNA
Więc?
POETA
Sztuka dla sztuki.
MARYNA
    Zawrót głowy, wielka chwała;
    niech pan sztuki płata różne,
    bylebym ja spokój miała.
POETA
    Rozmowa z panienką młodą,
    jak ją zwykle młodzi wiodą
    w takim stylu skrzydełkowym;
    rozmowa z panną upartą:
    o miłości, o Amorze,
    o kochaniu, co w tym, owym
    z nagła się przejawić może; –
    szepty z panną czarującą,
    przez pół serio, przez pół drwiąco –
    zawsze jeszcze studium warto.
MARYNA
    Przez pół drwiąco, przez pół serio
    bawi się pan galanterią.
POETA
Ale gdzie ta, ale gdzie ta.
MARYNA
    Pan poeta, pan poeta.
    Coś, jak liryzm, struna brzękła:
    ja o pana się przelękła,
    że ta strzała niespodziana
    może trafić, ale pana.
POETA
    Bawię panią galanterią
    przez pół drwiąco, przez pół serio;
    stąd się styl osobny stwarza:
    nikt nikogo nie dosięga,
    nikt nikogo nie obraża –
    na łokcie różowa wstęga –
    nie prowadzi do ołtarza. –
    Tajemnicą jest kobieta.
MARYNA
Słucham, co to za wymowa!
POETA
Słowa, słowa, słowa, słowa.
MARYNA
Ale gdzie ta, ale gdzie ta!
POETA
Jakaż znów refleksja nowa?
MARYNA
Pan poeta, pan poeta.
Scena XI
KSIĄDZ, PAN MŁODY, PANNA MŁODA
KSIĄDZ
    Zwracam się do panny młodej,
    pijąc do pana młodego…
PANNA MŁODA
Cóz takiego, cóz takiego?
KSIĄDZ
    Może, hm, po pewnym czasie,
    bo to człowiek jest człowiekiem,
    ot, przykładem tylu ludzi –
    bo to człowiek jest człowiekiem,
    usiada się tylko z wiekiem…
PANNA MŁODA
Niby jak to kwaśne mliko.
KSIĄDZ
    Wyście młodzi, wyście młodzi,
    choć się dzisiaj wszystko godzi,
    przyjdzie czas, co was ochłodzi.
PAN MŁODY
    Dzięki, niech się ksiądz nie trudzi,
    niech nie trudzi się dobrodziej,
    wdał się Pan Bóg już w tę sprawę
    i ten wszystko załagodzi;
    byliśmy rano w kościele,
    braliśmy ślub u ołtarza.
KSIĄDZ
    No, ale to tak się zdarza;
    ogromnie przypadków wiele,
    i przypomnieć pożytecznie.
PAN MŁODY
Podziękujże za obawę.
PANNA MŁODA
Zdarłabym jej łeb, jak krosna!
PAN MŁODY
A kocha, bo jest zazdrosna.
KSIĄDZ
Ach, kolorowa bajecznie!
Scena XII
PAN MŁODY, PANNA MŁODA
PAN MŁODY
Kochasz ty mnie?
PANNA MŁODA
    Moze, moze –
    cięgiem ino godos o tem.
PAN MŁODY
    Bo mi serce wali młotem,
    bo mi w głowie huczy, szumi…
    moja Jaguś, toś ty moja?!
PANNA MŁODA
    Twoja, jak trza, juści twoja;
    bo cóż cie ta znów tak dumi?
    Cięgiem ino godos o tem.
PAN MŁODY
    A ty z twoim sercem złotem
    nie zgadniesz, dziewczyno-żono,
    jak mi serce wali młotem,
    jak cię widzę z tą koroną,
    z tą koroną świecidełek,
    w tym rozmaitym gorsecie,
    jak lalkę dobytą z pudełek
    w Sukiennicach, w gabilotce:
    zapaseczka, gors, spódnica,
    warkocze we wstążek splotce;
    że to moje, że to własne,
    że tak światłem gorą lica!
PANNA MŁODA
Buciki mom troche ciasne.
PAN MŁODY
A to zezuj, moja złota.
PANNA MŁODA
Ze sewcem tako robota.
PAN MŁODY
Tańcuj boso.
PANNA MŁODA
    Panna młodo?!
    Cóz ta znowu?! To ni mozno.
PAN MŁODY
Co się męczyć? W jakim celu?
PANNA MŁODA
Trza być w butach na weselu.
Scena XIII
KSIĄDZ, PAN MŁODY
PAN MŁODY
Któż komu czego zabroni?
KSIĄDZ
Zależy, za czym kto goni.
PAN MŁODY
Tak cudzego pilnujecie – ?
KSIĄDZ
    Nie każdy ma jedno na świecie,
    a każdy ma swoje osobne,
    co go trzyma – a te drobne
    rzeczki, małe, niepozorne
    składają się na jedną wielką rzecz.
PAN MŁODY
    Ksiądz sobie, jako chcesz, przecz. –
    Szczęście każdy ma przed nosem,
    a jak ma, to trzeba brać –
    trzeba iść za serdecznym głosem
    i nic pozwolić się kpać.
KSIĄDZ
    No, mój panie,
    nie każdemu jednakie wołanie.
    A jak kto ręką sięgnie po co, a nie dostanie?
Scena XIV
RADCZYNI, MARYNA
RADCZYNI
    A panny już bez pamięci,
    widzę, hulają.
MARYNA
    Do smaku.
    Jak mnie Czepiec chwycił wpół,
    jak zawinął i obleciał w kółko,
    tom w oczach zobaczyła gwiazdy,
    jakby jakieś napowietrzne jazdy,
    kręcące się zawrotem kół.
RADCZYNI
    Pot oblewa całe czółko;
    możesz się zaziębić wnet.
MARYNA
    A tak – teraz to sobie myślę:
    co insze złoto, a co insze miedź.
RADCZYNI
Nie pleć, spocznij, cicho siedź.
MARYNA
A myśl moja het, het, het…
Scena XV
MARYNA, POETA
POETA
Elektryczność z oczu bije.
MARYNA
Zgrzałam się przy tańcowaniu.
POETA
    Pani marzy o kochaniu –
    co tam pani serce czyje.
MARYNA
Może pańskie serce zatem – – ?
POETA
Umie pani strzelać batem – – ?
MARYNA
Jak to, co to – tak przez kogo ?
POETA
Tak w powietrze, a szeroko.
MARYNA
    Co tam panu serce czyje;
    a umie pan kopnąć nogą – – ?
POETA
Tak przez kogo – ?
MARYNA
    Nie tak srogo –
    tak w powietrze, a wysoko.
POETA
Na co, po co?
MARYNA
Dla niczego.
POETA
To nic złego.
MARYNA
I nic z tego.
POETA
To zagadka?
MARYNA
Sfinks.
POETA
Meduza.
MARYNA
    Może z tego pan odgadnie
    nowoczesny styl harbuza;
    tak jak ja odgadłam snadnie:
    próżność na wysokiej skale,
    w swojej własnej śpiącą chwale.
POETA
    Zeus i Pan Bóg mieszka w niebie,
    przedsię obaj są u siebie.
    Psyche to najczulej pieści. –
    O tym, gdzie kto śpi wysoko,
    pani wie coś z głuchych wieści;
    nie dosięgło jeszcze oko.
MARYNA
    Rozumiem coś z wielką biedą,
    nie dosięgło jeszcze oko,
    nie zawlokłam się na turnie;
    tak tam dumnie, szumnie, chmurnie.
    Bałamuctwa w wielkim stylu,
    które już przeżyło tylu,
    różni więksi, mniejsi, niscy;
    wszystko bardzo wyjątkowe,
    bardzo dziwne, bardzo nowe,
    tylko że tak robią wszyscy.
POETA
Słucham, co to za wymowa – ?
MARYNA
Słowa, słowa, słowa, słowa.
POETA
    To uczucia tak się garną;
    szkoda, żeby szły na marno.
MARYNA
    Ale gdzie ta, ale gdzie ta.
    Pan myśli, że ja zajęta?
POETA
    Widzę, że pani pamięta,
    jaka komu etykieta
    przylepiona i przypięta.
MARYNA
    Szkoda, żeby szły na marno
    te uczucia, co się garną:
    pan poeta, pan poeta.
    POETA
    Otóż to, to etykieta.
Scena XVI
ZOSIA, HANECZKA
ZOSIA
    Chciałabym kochać, ale bardzo,
    ale tak bardzo, bardzo, mocno.
HANECZKA
    To ta muzyka gra tak skoczno
    i pewno serce tobie skacze.
    Jeszcze się dosyć, dość napłacze,
    nim go kochanie ułagodzi.
    Pociesz się, serce, pociesz, miła,
    jeszcze niejedna łza, mogiła,
    od tej miłości ciebie grodzi.
ZOSIA
    Że to tak losy szczęściem gardzą,
    że tak nie sypią szczęściem w oczy,
    tylko tak zaraz błyski gasną,
    ledwo się w oczach świt roztoczy?
HANECZKA
    Musisz przejść wprzódy cierpień koło;
    przejść musisz wprzódy nędzę, bole,
    a potem kiedyś będzie wesoło,
    jak ci ból serce dość nakole.
ZOSIA
    Ja, gdybym była losów panią,
    na przykład taką, wiesz: Fortuną,
    tobym odarła złote runo,
    żeby dać wszystko ludziom tanio;
    żeby się tak nie umęczali,
    w takiem gonieniu ciężkiem, długiem:
    każden, jak więzień, za swym pługiem;
    żeby się syto nakochali,
    żeby się wszystko im kręciło:
    jakby się złote nitki wiło.
HANECZKA
    A tu są takie Parki stare,
    co nożycami tną przędziwo…
ZOSIA
    A chyba to za jaką karę
    Miłość jest taką nieszczęśliwą.
    Za czyjąż winę, czyjąż karę
    rwać chcą przędziwo Parki stare…?
    Ach, tak bym chciała kochać bardzo
HANECZKA
    Musisz się wprzódy dość naszlochać,
    napłakać, zbeczeć, razy wiele,
    aże postawią cię w kościele,
    a potem sobie możesz kochać.
ZOSIA
    Ach, tym uczucia moje gardzą –
    nie to, nie jeszcze miałam w myśli:
    chciałabym, żeby się kto zjawił,
    kto by mi nagle się spodobał,
    żebym się jemu też udała
    i byśmy równo na to przyśli.
    Widzisz, takiego bym kochała,
    i to tak bardzo, bardzo, bardzo.
HANECZKA
    Ach, tym uczucia moje gardzą;
    przecie trza wprzódy wypróbować,
    trza coś przecierpieć, coś przeboleć,
    żeby móc miłość uszanować.
ZOSIA
Już ja tam swoje będę woleć.
Scena XVII
PAN MŁODY, ŻYD
PAN MŁODY
Przyszedł Mosiek na wesele…
ŻYD
Nu, ja tu przyszedł nieśmiele.
PAN MŁODY
No, jesteśmy przyjaciele.
ŻYD
    No, tylko że my jesteśmy
    tacy przyjaciele, co się nie lubią.
PAN MŁODY
    A tak, jak są tacy, co skubią,
    to i są tacy, co się boczą.
ŻYD
    Niech się boczą, a jak oni potrzebują,
    to ich u mnie jest bardzo wiele.
PAN MŁODY
W zastawie.
ŻYD
    No, to tak, jak w kieszeni; –
    pan dzisiaj w kolorach się mieni;
    pan to przecie jutro zruci ? ?
PAN MŁODY
Narodowy chłopski strój.
ŻYD
    No, pan się narodowo bałamuci,
    panu wolno – a to ładny krój –
    to już było.
PAN MŁODY
No, to jeszcze wróci.
ŻYD
    Jak będzie każdy patrzeć przed nos swój,
    może co z tego będzie na inkszy raz.
PAN MŁODY
Oto właśnie teraz taki czas.
ŻYD
No, ja to gram na skrzypce, a pan na bas.
PAN MŁODY
Przyszedł Mosiek na wesele, to mu basuję.
ŻYD
    No, już ja wiem od mojej córki,
    że pan młody muzykę czuje.
PAN MŁODY
Pragnąłem widzieć pannę Rachelę.
ŻYD
    Ona przyjdzie sama tu;
    mówiła, że zamiast snu
    woli widok panów i wesele –
    wykształcona.
PAN MŁODY
Nawet wierzę.
ŻYD
    Mówi, że ją muzyka bierze,
    za mąż jej nie biorą jeszcze;
    może ją przy poczcie umieszcze;
    moja córka, to kobita,
    a jest panna modern, całkiem
    jak gwiazda.
PAN MŁODY
Więc satelita?
ŻYD
    Jakie tylko książki są, to czyta,
    a i ciasto gniecie wałkiem,
    była w Wiedniu na operze,
    w domu sama sobie pierze –
    no, zna cały Przybyszewski,
    a włosy nosi w półkole,
    jak włoscy w obrazach anieli
    ala…
PAN MŁODY
A la Botticelli.
ŻYD
    Żeby pan był przecie kiedy
    chciał z nią gadać – ?
PAN MŁODY
    Chciałem, chciałem.
    Raz byłem, to nie zastałem.
ŻYD
    Ona lubi te poety;
    ona nawet chłopy lubi;
    ona chłopom kredyt daje,
    to mi się aż serce kraje,
    bo to rzecz drażniąca wielce
    i nieraz jestem w rozterce:
    tu interes – a tu serce. -?
    Po co się pan z chłopką żeni?
    Są panny inteligentne.
PAN MŁODY
    One mnie się wydają przeciętne.
    Kocham te z Botticellego,
    lecz nie chcę zapychać niemi
    każdej piędzi naszej ziemi.
Scena XVIII
PAN MŁODY, ŻYD, RACHEL
RACHEL
Ach, bon soir.
ŻYD
Moja córka.
RACHEL
    Jedna mnie tu zwiodła chmurka,
    jedna mgła, opary nocy;
    ta chałupa rozświecona,
    z daleka, jak arka w powodzi
    błoto naokoło, potopy,
    hukają pijane chłopy;
    ta chałupa rozświecona,
    grająca muzyką w noc ciemną,
    wydała mi się arcyprzyjemą,
    jako arka, na kształt czarów łodzi,
    i przyszłam – – tate pozwoli…?
ŻYD
    No, niech sobie Rachel poswywoli.
    No, pan się mną Żydem brzydzi,
    a ją to pan musi uszanować;
    ona się ojca nie wstydzi.
PAN MŁODY
    Przyszła pani z nami potańcować;
    jeśli pani szuka parki,
    przygarniemy ją w noc ciemną.
    Tam są tańce – tam są grajki,
    a tu zastaw gospodarski.
Scena XIX
PAN MŁODY, RACHEL
RACHEL
    Ensemble jak z feerii, z bajki,
    ach, ta chata rozśpiewana,
    jakby w niej słowiki dźwięczą,
    i te stroje ukąpane tęczą,
PAN MŁODY
    Ma pani słuszność, ćmy brzęczą
    najwięcej wokoło świec;
    gdzie błyska, muszą się zbiec.
RACHEL
    Zlatują się w dobrej wierze,
    na oślep, serdecznie, szczerze;
    nie domyślają się wcale;
    że ich tam czeka ogarek,
    co im będzie skrzydła piec.
PAN MŁODY
Na skrzydłach pani tu przyszła – ?
RACHEL
    Na skrzydłach myśl moja zwisła;
    szłam, przez błoto po kolana,
    od karczmy aż tu do dworu ; –
    ach, ta chata rozśpiewana,
    ta roztańczona gromada,
    zobaczy pan, proszę pana,
    że się do poezji nada,
    jak pan trochę zmieni, doda.
PAN MŁODY
    Tak to czuję, tak to słyszę:
    i ten spokój, i tę ciszę,
    sady, strzechy, łąki, gaje,
    orki, żniwa, słoty, maje.
    Żyłem dotąd w takiej cieśni,
    pośród murów szarej pleśni:
    wszystko było szare, stare,
    a tu naraz wszystko młode,
    znalazłem żywą urodę,
    więc wdecham to życie młode;
    teraz patrzę się i patrzę
    w ten lud krasy, kolorowy,
    taki rześki, taki zdrowy –
    choćby szorstki, choć surowy.
    Wszystko dawne coraz bladsze,
    ja to czuję, ja to słyszę,
    kiedyś wszystko to napiszę;
    teraz tak w powietrzu wiszę
    w tej urodzie, w tym weselu;
    lecę, jak mnie konie niosą –
    od miesiąca chodzę boso,
    od razu się czuję zdrowo,
    chadzam boso, z gołą głową;
    pod spód więcej nic nie wdziewam,
    od razu się lepiej miewam.
Scena XX
PAN MŁODY, RACHIEL, POETA
POETA
    Panna młoda jakieś słówko
    ma do ciebie.
PAN MŁODY
    Rzucam damę,
    muszę służyć mojej pani.
RACHEL
    Może słóweczko z wymówką,
    bo coś na mnie kiwa główką.
POETA
Takie tam drobnostki same.
Scena XXI
RACHEL, POETA
RACHEL
A pan mi zostawia siebie.
POETA
Pani mnie interesuje.
RACHEL
Ja się patrzę i miarkuję.
POETA
Tak od pierwszego spojrzenia?
RACHEL
Ach, myśli pan, tak z niechcenia?
POETA
Trzask gromu.
RACHEL
Spudłować można.
POETA
    Otóż, panienko wielmożna:
    miłość, Amor, strzała złota.
RACHEL
    Amor, Amor, bóg, bożyszcze,
    rzuca się na pastwę oślep
    i woła:
    i zapalę, i zniszczę.
POETA
    Bellerofon leci oklep.
    Pani poezją przesiąkła;
    ledwo słówek parę brząkła
    Muza pani – a już błyski – ?
RACHEL
    Pan sądzi, że koniec bliski;
    że mnie porwie Amor-bożek?
POETA
    Oto od stóp głowy do nóżek:
    Galatea!
RACHEL
    Co, ja nimfa ?
    To samo mi właśnie powtarza
    pewien koncypient jurysta.
POETA
    Więc go pani zaniedbuje,
    że to człowiek pracy – ?
RACHEL
    Limfa:
    to jest taki, jak się zdarza
    zbyt często, co tylko powtarza,
    co kto drugi gdzie umieści
    w poezji albo w powieści;
    nie indywidualista.
POETA
Pani żąda z pierwszej ręki – ?
RACHEL
    Jak od kwiatów, od jabłoni,
    od chmur, słońca, żabek, gadu,
    jak od kwitnącego sadu; –
    cała ta poezja, co goni
    w powietrzu, którą wichr miata,
    która co dnia świeża wzlata,
    z wszystkiego fosforyzuje – –
    pan to pisze, ja to czuję,
    więc…
POETA
I czegóż pani życzy?
RACHEL
    Miodu, rozkoszy, słodyczy
    miłości, roznamiętnienia
    i szczęścia.
POETA
A miłość wolna?…
RACHEL
Ach, marzyłam o tym zawsze!
POETA
    A gdyby tak szczęście łaskawsze
    pożaliło się jej biedy?
RACHEL
Przestałabym marzyć wtedy.
Scena XXII
RADCZYNI, PAN MŁODY
PAN MŁODY
Jak się żenić, to się żenić!
RADCZYNI
    Komu dzwonią lat południe,
    niech się spieszy użyć wczasu.
PAN MŁODY
    Tak się pić chce przy źródełku;
    ożenić się w tym pragnieniu,
    to tak jakby w uniesieniu…
RADCZYNI
W równe nogi wskoczyć w studnię.
PAN MŁODY
Nie utonę, nie utonę!
RADCZYNI
Topi się, kto bierze żonę.
PAN MŁODY
    Niech się stopi, niech się spali,
    byle ładnie grajcy grali,
    byle grali na wesele.
    Jak się tak muzyka miele,
    jak na żarnach, hula, dzwończy,
    niech se huka, stuka, puka,
    pląsa, bije, przybasuje,
    piska skrzypiec struną cienką,
    tak podskocznie, tak mileńko;
    niech się miele jak młyn wodny
    w noc miesięczną, w czas pogodny;
    szumiejąca, niech się snuje,
    a niech w dźwiękach się nie kończy,
    choćby usnąć w tańcowaniu
    przy mieleniu, przy hukaniu,
    w zapomnieniu, w kołysaniu;
    światy czarów – czar za światem! –
    jestem wtedy wszystkim bratem
    i wszystko jest moim swatem
    w tym weselu, w tej radości:
    Bóg mi gości pozazdrości.
    Granie miłe, spanie miłe,
    życie było zbyt zawiłe,
    miło snami uciec z życia,
    sen, muzyka, granie, bajka –
    zakupiłbym sobie grajka –
    spać, bo życie zbyt zawiłe,
    trza by mieć ogromną siłę,
    siłę jakąś tytaniczną,
    żeby być czymś na tej wadze,
    gdzie się wszystko niańczy w bladze ?
    to już tak po uszy sięga,
    Los: fatyga, czas: mitręga.
    Spać, muzyka, granie, bajka,
    zakupiłbym sobie grajka,
    to mi się do duszy nada…
RADCZYNI
Ach, pan gada, gada, gada.
Scena XXIII
PAN MŁODY, POETA
PAN MŁODY
Jakże ci tu na weselu?
POETA
Zdaje mi się, żem pan młody,
PAN MŁODY
    A mnie się widzi, że patrzę
    na piękno i szczęście cudze,
    że nie moje to, co moje.
POETA
    To są takie niepokoje ?
    a co mnie tam szczęście moje
    czy nie moje, a bierz licho!
PAN MŁODY
    Tylko cicho, tylko cicho,
    bo jak najdziesz twoje,
    to tak jakbyś nalazł nutę.
POETA
Wiersze?
PAN MŁODY
    Wrażenia, wrażenia najszczersze,
    śpiewnik serdeczny, kantyczki,
    całość w książce, komplet serca,
    i te wszystkie spotkania najpierwsze,
    i te wszystkie rozmowy u pola,
    i w ogródku, i we dworze,
    w sieni, na przysionku, w komorze,
    aż do ślubu, aże do kobierca:
    komplet serca.
POETA
    To ciekawe,
    że, co my rozumiemy przez prozę,
    przetapia się na dźwięk, rymy
    i że potem z tego idą dymy
    po całej literaturze.
PAN MŁODY
    Zupełnie tak, jak w naturze:
    kwiat w swoim zapachu się lotni
    i przychodzą różni markotni
    te same wąchać róże.
POETA
    A gdyby tak ustroić się w róże
    I wejść na ogromny stos
    drzewa,
    i pokazać: jak śpiewa
    człowiek, co w różach na czole
    umiera – – ?
PAN MŁODY
Trzeba by lutni Homera!
POETA
    A Los, a Atmosfera,
    a ogień, a płomieni góra,
    a czarna obłoków chmura;
    co by się ze stosu wzbiła?!!
PAN MŁODY
Śmierć !?
POETA
A to byłaby Siła!.
Scena XXIV
POETA, GOSPODARZ
POETA
    Taki mi się snuje dramat
    groźny, szumny, posuwisty
    jak polonez; gdzieś z kazamat
    jęk i zgrzyt, i wichrów świsty.-
    Marzę przy tym wichrów graniu – –
    o jakimś wielkim kochaniu.
    Bohater w zbrojej, skalisty,
    ktoś, jakoby złom granitu,
    rycerz z czoła, ktoś ze szczytu
    w grze uczucia, chłop „qui amat”,
    przy tym historia wesoła,
    a ogromnie przez to smutna.
GOSPODARZ
    To tak w każdym z nas coś woła:
    jakaś historia wesoła,
    a ogromnie przez to smutna.
POETA
    A wszystko bajka wierutna.
    Wyraźnie się w oczy wciska,
    zbroją świeci, zbroją łyska
    postać dawna, coraz bliska,
    dawny rycerz w pełnej zbroi,
    co niczego się nie lęka,
    chyba widma zbrodni swojej,
    a serce mu z bolów pęka,
    a on, z takim sercem w zbroi,
    zaklęty, u źródła stoi
    i do mętów studni patrzy,
    i przegląda się we studni.
    A gdy wody czerpnie ręką,
    to mu woda się zabrudni.
    A pragnienie zdroju męką,
    więc mętów czerpa ze studni;
    u źródła, jakby zaklęty:
    taki jakiś polski święty.
GOSPODARZ
    Dramatyczne, bardzo pięknie –
    u nas wszystko dramatyczne,
    w wielkiej skali, niebotyczne –
    a jak taki heros jęknie,
    to po całej Polsce jęczy,
    to po wszystkich borach szumi,
    to po wszystkich górach brzęczy,
    ale kto tam to zrozumi.
POETA
    Dramatyczny, rycerz błędny,
    ale pan, pan pierwszorzędny:
    w zamczysku sam, osmętniały,
    a zamek opustoszały,
    i ten lud nasz, taki prosty,
    u stóp zamku, u stóp dworu,
    i ten pan, pełen poloru,
    i ten lud prosty, rubaszny,
    i ten hart rycerski, śmiały,
    i gniew boski gromki, straszny.
GOSPODARZ
    Tak się w każdym z nas coś burzy,
    na taką się burzę zbiera,
    tak w nas ciska piorunami,
    dziwnymi wre postaciami:
    dawnym strojem, dawnym krojem,
    a ze sercem zawsze swojem;
    to dawność tak z nami walczy.
    Coraz pamięć się zaciera – – –
    tak się w każdym z nas coś zbiera.
POETA
    Duch się w każdym poniewiera,
    że czasami dech zapiera;
    tak by gdzieś het gnało, gnało,
    tak by się nam serce śmiało
    do ogromnych, wielkich rzeczy,
    a tu pospolitość skrzeczy,
    a tu pospolitość tłoczy,
    włazi w usta, uszy, oczy;
    duch się w każdym poniewiera
    i chciałby się wydrzeć, skoczyć,
    ręce po pas w krwi ubroczyć,
    ramię rozpostrzeć szeroko,
    wielkie skrzydła porozwijać,
    lecieć, a nie dać się mijać;
    a tu pospolitość niska
    włazi w usta, ucho, oko; – –
    daleko, co było z bliska ?
    serce zaryte głęboko,
    gdzieś pod czwartą głębną skibą,
    że swego serca nie dostać.
GOSPODARZ
    Tak się orze, tak się zwala
    rok w rok, w każdym pokoleniu;
    raz w raz dusza się odsłania,
    raz w raz wielkość się wyłania
    i raz w raz grąży się w cieniu.
    Raz w raz wstaje wielka postać,
    że ino jej skrzydeł dostać,
    rok w rok w każdym pokoleniu,
    i raz w raz przepada, gaśnie,
    jakby czas jej przepaść właśnie.-
    Każden ogień swój zapala,
    każden swoją świętość święci…
POETA
    My jesteśmy jak przeklęci,
    że nas mara, dziwo nęci,
    wytwór tęsknej wyobraźni
    serce bierze, zmysły draźni;
    że nam oczy zaszły mgłami;
    pieścimy się jeno snami,
    a to, co tu nas otacza,
    zdolność nasza przeinacza:
    w oczach naszych chłop urasta
    do potęgi króla Piasta!
GOSPODARZ
    A bo chłop i ma coś z Piasta,
    coś z tych królów Piastów – wiele!
    – Już lat dziesięć pośród siedzę,
    sąsiadujemy o miedzę.
    Kiedy sieje, orze, miele,
    taka godność, takie wzięcie;
    co czyni, to czyni święcie,
    godność, rozwaga, pojęcie.
    A jak modli się w kościele,
    taka godność, to przejęcie;
    bardzo wiele, wiele z Piasta;
    chłop potęgą jest i basta.
Scena XXV
POETA, GOSPODARZ, CZEPIEC, OJCIEC
CZEPIEC
Szczęść wam Boże!
OJCIEC
Pochwalony.
GOSPODARZ
    Pochwalony, ojcze, kumie –
    tyle gości od Krakowa!
OJCIEC
    A bo lo nich to rzecz nowa,
    co jest lo nos rzeczą starą,
    inszom sie ta rzondzom wiarą,
    przypatrujom sie jak czarom.
GOSPODARZ
    A to dla nich nowe rzeczy,
    to ich z ospałości leczy.
CZEPIEC
    Pan brat – z miasta – do nas znowu.
    Jak się panu na wsi widzi?
POETA
Jak u siebie za pazuchą.
CZEPIEC
    Tu ta ładniej, tam to brzydzij;
    z miastowymi to dziś krucho;
    ino na wsi jesce dusa,
    co się z fantazyją rusa.
GOSPODARZ
Gdyby wam tak…
CZEPIEC
    Nie powtórzyć; –
    jakby kiedy co do czego,
    myśmy – wi sie, nie od tego; –
    ino kto by nos chcioł użyć –
    kosy wissom nad boiskiem.
OJCIEC
Toście zawdy mocny pyskiem.
CZEPIEC
    Ino sie napatrzcie pięści,
    niech no ino kaj-gdzie świsnę,
    to słychać, jak w ziobrach chrzęści.
GOSPODARZ
Jak z tym Żydem…!
CZEPIEC
    Tego Żyda,
    było, jak go hukne w pysk –
    juzem myśloł, że sie stocył,
    on sie tylko krwiom zamrocył,
    a nie upod, bo był ścisk.
    A to było przy wyborze,
    w sali w tym sokolskim dworze: –
    po co sie bestyjo darła,
    a to tak z całygo garła; –
    było, jak go hukne w pysk,
    myślołem juz, że sie stocył,
    on sie ino krwiom zamrocył,
    a nie upod, bo był ścisk.
GOSPODARZ
Toście Ptaka wybierali?
CZEPIEC
A kiedy ptak, niechta leci.
POETA
Macie ta skrzydlate ptaki?
CZEPIEC
    Ptok ptakowi nie jednaki,
    człek człekowi nie dorówna,
    dusa dusy zajrzy w oczy,
    nie polezie orzeł w gówna –
    pon jest taki, a ja taki;
    jakby przyszło co do czego,
    wisz pon, to my tu gotowi,
    my som swoi, my som zdrowi.
POETA
    Pokłońcie się byle komu,
    poszukajcie króla Piasta.
CZEPIEC
    Pon mi razy dwa nie powi,
    bo jo orze grunt i basta.
    Znom, co kruk, a co pędraki,
    bo jo orze grunt i basta.
GOSPODARZ
Brat mój wiele podróżuje…
CZEPIEC
    Szkoda, że pon nie lubuje,
    u nas wschodzi pikne żyto,
    pon pszenice odlazuje;
    pojonby sie pon z kobitą,
    swoja rola, swoja wola,
    swoje trocha, dobre i to.
POETA
Mnie to tak coś gna po świecie.
CZEPIEC
Kaj ta znów…
OJCIEC
    Nie rozumiecie;
    panu trza powietrza dużo.
POETA
    Jestem sobie pan, żurawiec;
    zlatam, jak sie ma na lato;
    buduję se gniazdo z róż,
    ciułam słomę z waszych strzech,
    przysiadam na kalenice,
    rozpatruję okolice:
    daleko czy blisko burz ? –
    Rośnie wtedy wszystko u mnie,
    jak na próchnie, jak na trumnie;
    pełno wszelakiego ziela,
    które słońca żar aż spopiela –
    przy tym ta ogromna skala:
    jak w cmentarzu Ruisdala.
    A jak mnie kto w serce rani,
    ostrz się tępy w biodrze złomi,
    tego ani leczyć, ani
    ustrzec się i zażyć hartu;
    człowiek się na ból łakomi,
    że ból swój, że to są swoi – – –
    ucieka wtedy za morze.
    Jak tak sercem co zatarga,
    to ostanie w sercu skarga;
    chce mieć wtedy szumne łoże
    fal, gdzie szuka snu w głębinie,
    snu w topieli, gnać w przestworze!
    Taki grot się ze mną włóczy;
    myślę, że ten ból jest siłą.
CZEPIEC
    Weź pan sobie żonę z prosta:
    duza scęścia, małe kosta.
GOSPODARZ
    Cie, cie, cie, panie starosta!
    Wy byście ino swatali!
CZEPIEC
    Jo chce, by sie ludzie brali,
    zeby sie jako garnęli,
    zeby sie tak w kupe wzięli,
    toby sie przecie nie dali.
GOSPODARZ
A to sie wam chwali, chwali…
OJCIEC
    Czegóż wy tak prosto z mosta
    na panaście nastawali – ?
    Pon pedzieli, że żurawiec.
POETA
Ptak powrotny.
CZEPIEC
Pon latawiec!
Scena XXVI
OJCIEC, DZIAD
DZIAD
    Patrzcie, kumie, patrzcie, kumie,
    jak sie wam to przydarzyło.
OJCIEC
    Pan Bóg daje, Pan Bóg bierze;
    ani mi sie o tym śniło.
DZIAD
    Piekne pany, szumne pany,
    i cóż wy na to mówicie,
    że to niby różne stany – ?
OJCIEC
    Co tam po kim szukać stanu.
    Ot, spodobała się panu.
    Jednakowo wszyscy ludzie.
    Ot, pany się nudzą sami,
    to sie pieknie bawiom z nami.
DZIAD
    Bawiom, bawiom, moiściewy,
    a toć były dawniej gniewy!
    Nawet była krew, rzezańce
    i splamiła krew sukmany.
OJCIEC
    Byli ta tacy pohańce.
    Jo nic nie wiem, jestem czysty.
    To tam pewnie swoje robi
    Czart i ogień wiekuisty.
    Nie wódź nas na pokuszenie,
    Panie Jezusie najsłodszy…
    Wyście znali.
DZIAD
    Byłeś młodszy,
    a ja bywał blisko, bywał,
    widziałem, patrzały oczy,
    jak topniał śnieg i krew spłukiwał,
    a potem Widziadło kroczy,
    wielką czarną chustą wieje
    i Śmierć sieje…
OJCIEC
Strasno podobno cholera…
DZIAD
    Tylo sta luda zabiera. –
    Padali, jak bąki rażone,
    byle ka, pod płot, na gnoju.
OJCIEC
Wieczyste odpocznienie…
DZIAD
    Hań kreślicie krzyż daremno!
    Na czołach, jakby znaczone,
    plamy czarne i plamy czerwone.
    Dopust Boski – i rzeź dopust.
    Odbywało się w czas zapust.
OJCIEC
    Ot wy, dziadu, jakby kruk,
    włóczycie się przy weselu.
DZIAD
    Hej hej, stary przyjacielu,
    będzie pan twój wnuk.
Scena XXVII
DZIAD, ŻYD
DZIAD
Tu tańcują, tam hulają…
ŻYD
    W karczmie trza podmiatać izbę,
    kręcicie się tu po weselu.
DZIAD
    Lepiej się im tańczy w błocie,
    tu wcale nie zamiatają –
    akurat Żyd o nich dbo.
ŻYD
    Co godocie, co godocie,
    córka wam robotę do,
    nie kręćcie się tu, tam służba.
DZIAD
Mosiek ta tyz tu nie drużba.
ŻYD
Ja tom tu po interesie.
DZIAD
Ciągnąć do swojego szynkwasu.
ŻYD
    Z weselem tyle hałasu,
    że wszystko się gniecie tu.
DZIAD
    On z miasta pan, ona chłopka,
    z miasta het poprzyjezdzali,
    z chłopami się przywitali
    jak się patrzy.
ŻYD
    Taka szopka,
    bo to nie kosztuje nic
    potańcować sobie raz:
    jeden Sas, a drugi w las.
Scena XXVIII
ŻYD, KSIĄDZ
KSIĄDZ
    Ano, panie arendarzu,
    jutro!
ŻYD
Termin, ja to wim.
KSIĄDZ
    A Mosiek jest akuratny,
    to dlatego trzymam z nim.
ŻYD
    Co do czego Żyd jest nieprzydatny,
    to do takich rzeczy z groszem
    zawsze się przyda.
KSIĄDZ
    Po chłopach jednaka bieda;
    nic nie sprzedam z pustym koszem.
ŻYD
Bierę, płacę.
KSIĄDZ
Daję, bierę.
ŻYD
Moje, twoje.
KSIĄDZ
    Twoje, moje.
    Chłopską biedą nie obstoję.
ŻYD
    Patrz dobrodzij, co się dzieje,
    przy stołach się chłopy biją!
    Czepiec Maćka gruchnoł w łeb.
KSIĄDZ
Maciek ta ma mocną głowe.
ŻYD
    Może mu i nic nie zrobił,
    może rozbił na połowe.
KSIĄDZ
    A niech się ta chłopy biją.
    To Mosiek w nich wódkę leje,
    Żyd, chłop, wódka, stare dzieje.
ŻYD
    A sprzedaję, bo mam sklep; –
    Czepiec jutro ma mnie płacić,
    to dziś wkoło bije w pysk.
KSIĄDZ
    Na chłopach się chcesz bogacić,
    drzesz podwójny zysk.
ŻYD
    Chce dobrodzij na nich stracić,
    karczmę oddam.
KSIĄDZ
Jeszcze czas.
ŻYD
Czas to pieniądz.
KSIĄDZ
    Dług rzecz święta:
    jutro termin.
ŻYD
Żyd pamięta.
KSIĄDZ
Pomów z Czepcem.
ŻYD
    Chamy piją.
    Kto by zadarł z tą bestyją?
Scena XXIX
ŻYD, KSIĄDZ, CZEPIEC
CZEPIEC
O mnie mowa ? jestem ci jo.
KSIĄDZ
Panie Czepiec, znów coś było!
CZEPIEC
    Obmył sie juz, nic nie bedzie,
    szyćko przeńdzie, wylicy-sie.
KSIĄDZ
    A wam to cosi patrzy-sie
    za te bitki, zwady, kłótnie.
CZEPIEC
    Zawzięty jestem okrutnie,
    po co mi sie pies sprzeciwio.
ŻYD
    Panie Czepiec, wyście winni,
    wyście zapłacić powinni
    za mój konicz.
CZEPIEC
    Ty psie ścirwo,
    konic twój? Łżesz! Z nas się żywią,
    ssają naszą krew – grosz łudzą,
    nasze szyćko świństwem brudzą.
KSIĄDZ
Panie Czepiec, macie dług.
CZEPIEC
    Nawet konic nie był wart;
    te trzy kopki raił czart;
    nie dam nic.
KSIĄDZ
    (do Żyda)
    Pozwijcie sądem.
CZEPIEC
    (do Księdza)
    Ciewy, ciewy, z kiepskim rządem!
    Toć to z waszej łaski ino
    Mosiek w karczmie sie rozpiro.
KSIĄDZ
A bo wy nie chcecie płacić.
CZEPIEC
Bo drzecie skóre aż miło.
ŻYD
    Prawda jest, za duży czynsz!
    Spuści z czynszu ksiądz dobrodzij.
CZEPIEC
    (wskazując Żyda)
    A, bo trzeba drzyć takiego.
KSIĄDZ
Jaka taksa słuszna, muszę.
ŻYD
    (wskazując Czepca)
    Nie dam księdzu, aż zapłaci
    swój dług.
KSIĄDZ
    (do Czepca)
    Płaćcie dług !!
CZEPIEC
    Cy kaci? !
    To któż moich groszy złodzij,
    czy Żyd jucha, cy dobrodzij!?
KSIĄDZ
Wódka –
ŻYD
Weź, skąd chcesz!
CZEPIEC
    Psie dusze!!
    Niech jegomość się nie gniewa,
    ale takim w gorącości,
    żebym, psiakrew, potłukł kości
    nawet rodzonemu bratu.
Scena XXX
PAN MŁODY, GOSPODARZ
PAN MŁODY
Jak się kłócą, jak się łają!
GOSPODARZ
    Ha! temperamenta grają!
    Temperament gra, zwycięża;
    tylko im przystawić oręża,
    zapalni jak sucha słoma;
    tylko im zabłysnąć nożem,
    a zapomną o imieniu Bożem –
    taki rok czterdziesty szósty –
    przecież to chłop polski także.
PAN MŁODY
A jakże to okropne, jakże…
GOSPODARZ
Do dziś chwalą sobie te zapusty.
PAN MŁODY
    Znam to tylko z opowiadań,
    ale strzegę się tych badań,
    bo mi trują myśl o polskiej wsi:
    to byli jacyś psi,
    co wody oddechem zatruli,
    a krew im przyrosła do koszuli.
    Patrzę się na chłopów dziś…
GOSPODARZ
To, co było, może przyjś –
PAN MŁODY
    Myśmy wszystko zapomnieli;
    mego dziadka piłą rżnęli…
    Myśmy wszystko zapomnieli.
GOSPODARZ
    Mego ojca gdzieś zadźgali,
    gdzieś zatłukli, spopychali;
    kijakami, motykami
    krwawiącego przez lód gnali…
    Myśmy wszystko zapomnieli.
PAN MŁODY
    Jak się to zmieniają ludzie,
    jak się wszystko dziwnie plecie;
    myśmy wszystko zapomnieli:
    o tych mękach, nędzach, brudzie;
    stroimy sie w pawie pióra.
GOSPODARZ
    At, odmienia nas natura;
    wiara, co jest jeszcze w ludzie,
    że coś z tego przecie będzie;
    rok w rok idziem po kolędzie
    i szukamy, i patrzymy,
    czy co kiedy z tego będzie – ?
    Ot, odmienia nas natura:
    wicher, co nad łanem wionie;
    drżenie, gdzieś aż w ziemi łonie; –
    par, który się wsiąka, wdycha,
    że się tak w tych zbożach tonie;
    chocia gleba może licha,
    nie trza ustępować z drogi:
    były bogi, będą bogi;
    wiara jeszcze jakaś w ludzie.
PAN MŁODY
Jak się wszystko dziwnie plecie…
GOSPODARZ
Jak się wszystko plecie dziwno.
Scena XXXI
GOSPODARZ, KSIĄDZ
GOSPODARZ
    Ksiądz dobrodziej chce się spieszyć,
    chce odjechać, zaraz konie…
KSIĄDZ
    Bardzo mile czas tu schodzi;
    tak sie w swoim gruncie brodzi;
    ciekawi ci państwo młodzi.
GOSPODARZ
    Ciekawe, wszystko ciekawe.
    Strzemiennego!
KSIĄDZ
    Strzemiennego!
    GOSPODARZ
    Kurdesz !!
KSIĄDZ
    Coś staropolskiego ? ?
    GOSPODARZ
    Kurdesz nad kurdeszami!!!
Scena XXXII
HANECZKA, JASIEK
HANECZKA
A, dziękuję, Jaśku.
JASIEK
Dobrze?
HANECZKA
Dobrze, dobrze – później jeszcze.
JASIEK
    Ja bo się panienką pieszcze
    jak jakim świętym obrazkiem
    jak pisanką, malowanką.
HANECZKA
Jeszcze będę tańczyć z Jaśkiem.
Scena XXXIII
KASPER, JASIEK
KASPER
    Jasiek, drużba, słuchaj, bratku,
    co ci powiem na ostatku,
    Zgadnij, co ? –
JASIEK
Nie wiem, co.
KASPER
Że te panny to nos chcom.
JASIEK
    Moze jo tak myśle som.
    Kasper, drużba, słuchaj, bratku
    co ci powiem na ostatku;
    Zgadnij, co – ?
KASPER
Nie wiem, no?
JASIEK
Że tak one ino kpiom.
KASPER
    Co ta o to, druhny som,
    jesceśmy nie lada jacy.
JASIEK, KASPER
Albośmy to jacy, tacy.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Scena XXXIV
JASIEK
JASIEK
    I
    Zdobyłem se pawich piór,
    nastroiłem pawich piór:
    pawie pióra ładne,
    pawie pióra kradne:
    postawie se pański dwór!
    II
    Zdobęde se pański dwór,
    wywleke se złoty wór:
    złoty wór wysypie
    ludziskom przed ślipie:
    nakupie se pawich piór!
Scena XXXV
PAN MŁODY, RADCZYNI
PAN MŁODY
    Jaki taki niech se szczeka.
    Czy dziwota, czy dziwota:
    zamiast wody, że chcę mleka;
    że nie gonię, kto ucieka;
    na konkury lat nie trwonię,
    jak ci, co lat kwarantannę
    czekają, nim zgarną pannę.
RADCZYNI
Mego zdania to nie zmienia.
PAN MŁODY
    Punkt widzenia, kąt widzenia.
    O ten kredens, o tę szafę
    rozbiją się, jak o rafę,
    i najbardziej zakochani; –
    znałem takich, proszę pani,
    pięć lat byli zaręczeni –
    naraz kredens wszystko zmieni.
RADCZYNI
Mego zdania to nie zmienia.
Scena XXXVI
POETA, RACHEL
POETA
    Pani się kiedy zakocha
    w chłopie…
RACHEL
    Pan może wywróży.
    Mam do chłopców pociąg duży,
    lecz być musi ładny chłopiec.
    Powrót, powrót do natury.
POETA
    Nie tak trudno tego dociec
    nie trafia się inszy który;
    skarżył się już pani ociec
    na ten literacki ton.
RACHEL
    Na wszystko dla mnie pozwala;
    nawet sobie mnie zachwala.
    Interesujące, co?
    Wyzysk, handel, ja i on – ?
POETA
    Wszystko się w poezji topi
    u pani, ojciec i chłopi.
RACHEL
Ogromnie dużo wierszy czytałam.
POETA
Pisała pani kiedy?
RACHEL
    Nie chciałam.
    Gust ten właśnie wielki miałam,
    żeby nie pisać – lichą formą się brzydzę;
    ale za to, kędy spojrzę, to widzę
    poezję żywą zaklętą,
    tę świętą,
    i tym jestem szczęśliwa:
    że święta i dla mnie żywa.
POETA
    Ze świętymi pani przestaje;
    za pan brat z różami w ogrodzie;
    za pan brat z obłokami,
    a ku swojej wygodzie
    chce pani za pan brat z poetami.
RACHEL
    Ach, pan ciągle mnie łaje –
    cała ta przyroda tajemna
    przestała mi być ciemna.
POETA
    Choć oko wykol, noc na dworze –
    to pannie serce żądzą gorze
    i wolałaby gdzie w komorze
    nie sama…-
RACHEL
    Przyszłam na chwilę,
    gdzie ta chata rozśpiewana,
    przybiegłam jak ćmy, jak motyle,
    co biegną – gdzie zapalona
    lampa – ale odejdę w pokorze
    do dom
    i będę sobie wyobrażać pana
    z daleka,
    a jak będę zakochana,
    przyszlę panu list i klucz.
POETA
    A włócz się, poezjo, włócz,
    od komory do komory,
    od ogrodu róż
    do sadu tych śpiących drzew:
    widać je tu z okienka;
    więc, jak pójdzie panienka,
    a muśnie jej szal który krzew,
    to jej tęsknota i żal
    udzieli się przyciętej słomie,
    a z krzaka smutek i cień
    udzieli się nieświadomie
    panience…
RACHEL
A tak, a tak…
POETA
    A jak się drużba przydarzy,
    serduszko się drużbą pocieszy
    i zgrzeszy.
RACHEL
    A tak, a tak:
    przez ogród pójdę, przez sad,
    a pan niech tu w oknie stoi.
POETA
    Ujrzę panią rad,
    błądzącą przez mroczny sad,
    niby zakochaną i błędną,
    pół dziewicą, pół aniołem,
    pochyloną nad chochołem,
    jakby z obrazu Bern-Dżonsa –
    gdy ja będę w cieple stać.
RACHEL
    No, nie trza się o mnie bać;
    nie przeziębi najgorszy mróz,
    jeźli kto ma zapach róż;
    owiną go w słomę zbóż,
    a na wiosnę go odwiążą
    i sam odkwitnie.
POETA
    To szczytnie; –
    ach, pani się trochę dąsa – ?
RACHEL
    Patrz pan różę na ogrodzie
    owitą w chochoł ze słomy;
    przed tą pałubą słomianą
    poskarżę się mej poezji;
    wyznam, jakich się herezji
    nasłuchałam;
    jak się jęto kąsać, gryźć
    mnie, com przyszła zakochana! –
    Zmówię chochoł, każę przyść
    do izb, na wesele, tu –
    może uwierzycie mu,
    że prawda, co mówi Rachela.
POETA
Pani na imię Rachela ?
RACHEL
Czy to postać rzeczy zmienia?
POETA
    Ach, pani się zarumienia; –
    cieszę się pani imieniem –
    sproś pani, jakich chcesz, gości –
    imię pani tak liryczne…
RACHEL
    Prawda, śliczne – –
    a teraz proszę Miłości
    wysłuchać.-
    Chcę poetyczności
    dla was i chcę ją rozdmuchać;
    zaproście tu na Wesele
    wszystkie dziwy, kwiaty, krzewy,
    pioruny, brzęczenia, śpiewy…
POETA
I chochoła!
RACHEL
    Już pan wierzy?!
    Już to pana zajęło:
    słoma, zwiędła róża, noc,
    ta nadprzyrodzona Moc.
POETA
    Może być weselna feta
    na wielką skalę!
RACHEL
    A! teraz pana pochwalę.
    Adie – ta jedyna chwilka –
    pan mnie zajął, pan teraz poeta.
POETA
    Otula się panna w szal –
    więc już adie?!
RACHEL
    Nie dorosłam do wielkich skal;
    bawię się
    pour passer le temps tylko.
Scena XXXVII
POETA, PANNA MŁODA
POETA
    Panno młoda, myślę sobie,
    że co zechcesz, to się stanie:
    miłość płonie z lic.
PANNA MŁODA
    Jako, jo nie umiem nic;
    niby na moje zawołanie?
POETA
    Na prośbę i rozkaz twój:
    żeś to dzisiaj panna młoda,
    jak jaśminy, jak jagoda…
PANNA MŁODA
    I o cóz się to rozchodzi,
    że pon tylo się spodziwo
    po mnie?
POETA
    Ty dzisiaj jesteś szczęśliwą,
    panno młoda – zaproś gości
    tych, którym gdzie złe wciórności
    dopiekają – którym źle –
    których bieda, Piekło dręczy,
    których duch się strachem męczy,
    a do wyzwoleństwa się rwie.
PANNA MŁODA
I po cóż te z Piekła duchy?
POETA
    Niechaj przyjdą na podsłuchy,
    na Wesele, gdzie muzyka…
PANNA MŁODA
    A to mi pon zabił ćwika;
    kaz się tylo luda zmieści?
POETA
    Muzyka ich chwilę popieści;
    duch taki chwilę przystanie,
    a potem, jako dym, znika.
PANNA MŁODA
    Pon cosi trzy po trzy bają;
    może się inksi poznają,
    o co chodzi – ot, mój mąż.
Scena XXXVIII
POETA, PANNA MŁODA, PAN MŁODY
POETA
    Ach! pan młody! – ty pan młody!
    Słuchaj, przecie ty poeta
    i ty dzisiaj sprawiasz Gody!
PAN MŁODY
    Ja szczęśliwy, do gospody
    sprosiłbym tu cały świat:
    takim rad, takim rad.
POETA
    Zaprośże tego chochoła;
    tam za oknem skrył się w sad.
PAN MŁODY
    Cha cha cha – cha cha cha,
    przyjdź, chochole,
    na Wesele,
    zapraszam cię ja, pan młody,
    wraz na gody
    do gospody!
PANNA MŁODA
    Jest na tyle jeść i pić,
    mozes sobie z nami kpić!
PAN MŁODY
    Dla nas samych dość za wiele;
    przyjdź, chochole,
    na Wesele!
PANNA MŁODA
Przyjdze, przyjdze, jak mos wole!
POETA
Cha cha cha…
PANNA MŁODA
    Cha, cha, cha!
    Skoro północ zacznie bić,
    do nas tu na izbę przydź.
PAN MŁODY
Cha cha cha!
POETA
Cha cha cha…
PANNA MŁODA
    Cy on nos tyz posłucha,
    bo to głucho psiajucha.
PAN MŁODY
    Sprowadź jeszcze, kogo chcesz,
    ciesz się z nami,
    ciesz Godami!
PANNA MŁODA
Ciesz się, ciesz!
PAN MŁODY
    Cha cha cha,
    czy on nas też posłucha – ?
